Ks. Władysław Duda
„Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest ono do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swoim rówieśnikom”.
To my jesteśmy tym pokoleniem przewrotnym. Gdy patrzymy na drugiego człowieka wciąż nasze krytykanckie spojrzenie wyszukuje w nim tego, co nas drażni i odpycha. Wtedy to właśnie czynnością naszego umysłu staje się etykietowanie i szufladkowanie bliźnich.
Jak to zmienić?
Jak radzić sobie z negatywnymi emocjami, które wydają się nami rządzić?
Myślę, że po pierwsze to otwarcie się na drugiego człowieka. Tego chyba można się nauczyć. Chodzi oczywiście o otwarcie serca, ale rozpoczynam od otwarcia twarzy. Nie chowam jej, nie unikam wzroku. Staram się, aby moje oczy były serdeczne, pełne gościny. Otwieram swoje dłonie, otwieram ramiona, otwieram serce. Otwieram po to, aby drugiego człowieka ugościć. Ma, więc to być wielkie serce.
Muszę sobie postawić pytanie czy umiem stworzyć w swoim wnętrzu taką przestrzeń, w której bliźni zmieści się.
Co z tego, że zaproszę go do siebie ale dotnę go do rozmiarów albo kształtu mojego serca. Stanie się to wtedy, kiedy nie zaakceptuję go takim jakim jest, tylko stworzę sobie swoją własną wizję bliźniego. Poodcinam w swojej wizji od niego to, co mnie w nim drażni. Zrobię z niego kalekę, która będzie odpowiadała wielkości mojego serca. Mogę go jeszcze na siłę wepchnąć w moją małą przestrzeń to znaczy mogę go stłamsić. Ale tego nie można przecież nazwać gościną serca.
Każdy się lęka czy zostanie uszanowany przez drugiego człowieka? Czy ten drugi człowiek niby otwierający ramiona nie zdeformuje mojego wnętrza, ducha, myśli, miłości, prawdy o mnie, piękna i dobra, które są we mnie. Można to wszystko zdeformować złośliwie kierując się uprzedzeniami, bazując na niedobrych emocjach, ale można też wielkość drugiego człowieka zdeformować własną małością, ciasnotą umysłu itp. W obu powyższych przypadkach powodem małej przestrzeni mojego serca jest brak pracy nad sobą.
Właśnie wtedy otwieramy nasze serce bliźniemu tylko pod warunkiem, że będzie według naszego widzimisię. Jeżeli ten bliźni to człowiek wielkiego formatu, a my mali- to sytuacja jest tragiczna a czasami nawet komiczna. Ks. Eugeniusz mawiał: „głębia przyzywa głębię” to jest właśnie to.
Musimy nieustannie otwierać nasze serca na Pana Boga, bo to On udzielając nam swojego Ducha otwiera je na drugiego człowieka tak, aby ten czuł się w nich ugoszczony z miłością.
Źródło: Biuletyn Ogólnopolskiego Forum Ruchu Hospicyjnego, luty 2005, nr 27, za: www.hospicja.pl